O zwalczaniu zgnilca - kilka słów przemyśleń
2020-12-14
Walka ze zgnilcem złośliwym, który jest chorobą pszczół zwalczaną z urzędu, przypomina czasem walkę z wiatrakami. Państwowa Służba Weterynaryjna nie jest należycie przygotowana do zwalczania chorób pszczół, ponieważ na studiach zbyt mało czasu poświęca się temu zagadnieniu. Przedmiot „choroby owadów użytkowych” wykładany jest tylko przez 1 semestr, często tylko teoretycznie jak to było w moim przypadku, więc po ukończeniu takiej edukacji, lekarze weterynarii mają bardzo blade pojęcie o pszczołach i ich chorobach. Nie dziwi więc fakt, że po stwierdzeniu choroby na terenie Inspekcji Weterynaryjnej, w wielu przypadkach, jej lekarze dostają „gęsiej skórki” i przystępują do likwidacji choroby ze strachem, starając się jak najszybciej zamieść problem pod przysłowiowy dywan, dokonując przeglądu pasiek pobieżnie i niechętnie. Przez kilkanaście lat pełniłem funkcje wiceprezesa Wojewódzkiego Związku Pszczelarzy i posiadam spore kontakty z pszczelarzami w całym województwie. Wg ich relacji czasami pszczelarze przynoszący próbki plastrów do Powiatowych Inspektoratów Weterynarii traktowani są jak „persona non grata”.
Czy przy takim podejściu jest szansa na skuteczne zwalczanie zgnilca? Zgnilec złośliwy pszczół jest chorobą, na którą, pomijając czynnik ludzki, zapada w pasiece jedna, czasem dwie lub trzy rodziny. Pszczoły najczęściej na wiosnę szukają pożytku, natrafiają na niezabezpieczone ule po spadłych pszczołach, z resztkami zapasów, które przynoszą do uli i zarażają w ten sposób własną rodzinę. Choroba rozwija się powoli i dopiero po miesiącach letnich osiąga apogeum. Dlatego w tym okresie notuje się najwięcej zgłoszeń zgnilca. Aby chorobę rozprowadzić w pasiece w większości rodzin zadba o to już sam pszczelarz, zamieniając ramki w ulach zwłaszcza po pierwszym miodobraniu. Dlatego odwirowane z miodu ramki powinny z powrotem trafić do tych samych rodzin. Pomoże w tym numerowanie ich wodoodpornym mazakiem. Ostatnio notuje się wzrost ilości stwierdzonych ognisk choroby, zwłaszcza u drobnych pszczelarzy. Powodem jest to, że pszczelarze otrzymują zadowalającą rekompensatę za zniszczone chore rodziny oraz to, że na terenach pszepszczelonych występuje niekiedy głód z powodu zbyt małej bazy pożytkowej w stosunku do ilości rodzin, co prowokuje pszczoły do rabunków. Spotkałem się też z przypadkiem, że pszczelarz chwalił się, że u niego niezły zysk z posiadania pasieki i to pieniądze za zlikwidowane z powodu ogniska rodziny pszczele. Nie dziwi zatem fakt, że w internecie krążą oferty sprzedaży zakażonych plastrów. Gdy w danej miejscowości zostanie potwierdzone ognisko zgnilca złośliwego, Powiatowy Lekarz Wet. powinien powiadomić o tym fakcie koła pszczelarskie na swoim terenie oraz poprzez administracje państwową ogłosić ten przypadek w taki sposób aby wszyscy pszczelarze przyjęli to do wiadomości. Ponieważ każdy pasiecznik ma obowiązek zgłaszania służbom weterynaryjnym nie tylko chorych rodzin ale również podejrzenie o chorobę, dlatego po stwierdzeniu nowych ognisk choroby podczas przeglądu pasiek, pszczelarze którzy nie zgłosili choroby powinni być pozbawieni rekompensaty za zniszczone rodziny pszczele.
Jestem lekarzem weterynarii posiadającym własną pasiekę od 45 lat. Przed przejściem na emeryturę byłem jedynym lekarzem wet. prywatnej praktyki w powiecie, który zajmował się przeglądem pasiek z wyznaczenia przez Pow. Lek. Wet. Przeglądy robiłem w pasiekach zarejestrowanych w P.I.W., oraz taki, o których wiedzieli tylko ich sąsiedzi. Obecnie widzę z jakimi problemami boryka się na moim terenie Pow. Lek. Wet, zatrudniając często lekarza z drugiego końca województwa. Dlatego uważam, że skoro przeglądów nie może samodzielnie wykonywać przeszkolony pszczelarz praktyk, to na terenie każdego Pow. Insp. Wet. powinien być co najmniej jeden lekarz, który po odpowiednich kursach mógłby te czynności wykonywać. Nie wiem kto wymyślił obowiązek przeglądu pasiek w promieniu 6 km od ogniska choroby. Przecież pszczoła nie leci dalej niż do 3 km a zwiększenie promienia przeglądu z 3 do 6 km powoduje to, że przegląd trzeba robić na obszarze 9 razy większym. Na to, pomijając koszty, służba wet. nie jest przygotowana zupełnie. Dlatego przeglądy pasiek ciągną się długo a uwolnienie terenu od zgnilca i związanego z nim ograniczeniami pszczelarzy trwa tygodnie a nawet miesiące. Do rozwlekania choroby często przyczyniają się również producenci odkładów pszczelich. Cóż z tego że wykazują się ujemnymi wynikami badań w kierunku zgnilca, gdy bardzo często wykazują tzw. ''kooperatantów'', którzy dostarczają im pszczoły nie badane a często pochodzące z kradzieży. Ponieważ zakażone plastry są jednym z głównych czynników roznoszenia zarazy, uważam że handel odkładami powinien być wycofany z ''programu wsparcia pszczół'' a dopuszczony jedynie obrót pakietami, odymionymi i karmionymi gotowymi paszami, które są o wiele mniejszym zagrożeniem w roznoszeniu choroby. Wiedza pszczelarzy na temat chorób, zwłaszcza tych drobnych, ale nie tylko, jest czasami żenująca. Bardzo wielu nie wie jak wyglądają objawy zgnilca, dlatego edukację ich w tym temacie uważam za priorytetową. Okres zimy i wczesnej wiosny, to najlepszy czas na pogłębienie wiedzy.
Z poważaniem
lek.wet. Marian Baran